poniedziałek, 4 stycznia 2010

To był długi dzień na morzu

Dzisiaj pracowałam dla innej firmy. Rano o 9:00 wypłynęłam z Potru Chalong na trzy nurkowania. Pod swoją opieką miałam dwóch płetwonurków z Rosji. Bardzo fajna rodzinka- ojciec z córką. Chyba czas najwyższy zacząć uczyć się rosyjskiego ;-) Jednak mało pamiętam z czasów szkoły podstawowej, ale mieszając polski, rosyjski i angielski, jakoś udało nam się porozumieć. Całe szczęście, że pod wodą nie trzeba rozmawiać, a znaki nurkowe są uniwersalne i zrozumiałe dla wszystkich na całym świecie :-)


Pierwszse nurkowanie mieliśmy na Koh Doc Mai, ostatnio jedno z moich ulubionych nurkowisk w okolicy, gdzie wyszukuje się bardzo małe zwierzątka. Widzieliśmy tam dzisiaj konika morskiego, różne rodzaje krewetek, ślimaki nagoskrzelne, węża morskiego, skorpenę, kilka rodzajów muren, rogatnice, ogromną meduzę, i wiele innych.
Później popłyneliśmy na wrak King Cruiser, mimo iż nie przepadam za wrakami, to dzisiaj nawet bardzo mi się podobało. Prąd był słaby, a promienie słońca dochodziły do samego wraku, dzięki czemu, korale które zdążyły go obrosnąć,  mieniły się w promieniach dochodzącego światła.
Na koniec moje ukochane miejsce Shark Point :-) Oh, tam to mogłabym nurkować codziennie. Opłynęliśmy dzisiaj pinakiel jeden i dwa, uwielbiał tam ten dywan miękkich korali. Poza tym to jedno z miejsc, gdzie praktycznie za każdym razem spotykam rekiny lamparcie :-)

Koło godziny 17:00 wróciliśmy do Portu Chalong, później pożegnanie rosyjskiej rodzinki, powrót do centrum i płukanie sprzętu i koniec pracy :-)

Uwielbiam tą prace :-))))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz