niedziela, 3 stycznia 2010

I po niedzieli...

Dzień rozpoczął się leniwie, jak to w niedziele, no ale ile można siedzieć w domu :-)
Pogoda piękna, na dworze ponad 30 stopni, więc popołudniu wybrałam się na przejażdżkę rowerową.
Jeździłam po okolicy tu i tam, później trafiłam do świątyni Wat Chalong.




Lubie tu czasami przyjeżdżać kiedy mam dzień wolny. Jest tu naprawdę ślicznie. Zawsze można tu spotkać mnóstwo ludzi, nie tylko turystów, ale i Tajów proszących swojego mistrza, Buddę o radę oraz  głośno od fajerwerków, które są wystrzeliwane na szczęście.



Niedaleko za świątynią udało mi się znaleźć czynny warsztat samochodowy i tak się skończyła moja wycieczka rowerowa :-)
Panowie z warsztatu zapakowali mój rower na pakę auta i pojechaliśmy razem po samochód Małgosi i Piotra, aby wymienić klocki hamulcowe, których nie udało mi się wymienić dzień wcześniej :-)
Po godzinie auto było zrobione, a ja wróciłam do domu, może nie bezpośrednio ,bo po drodze wpadłam jeszcze do KFC, żeby zjeść coś "normalnego" ;-)  No, co? Ile można jeść tajskie jedzenie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz